Miękki fotel, klimatyzacja - coś zupełnie innego niż wsześniejsze 20 minut w miejskim autobusie. Autobus powoli się wypełnia a ostatnie wolne miejsce (obok mnie) zajmuje przystojny Anglik, jego kolega siedzi trochę dalej. Przez godzinę drogi Tom opowiada mi o ich 7mio miesięcznej podroży - Am.Pd, Australia i Nowa Zelandia (mówi ze jest bosko!!!) i Azja... ostatnie 3 dni podroży. Ciekawie.
Już na miejscu wynajmujemy urocza Chińska przewodnik i uderzamy na Armie. W sumie żołnierzy jest około 6 tysięcy. Myśmy mieli okazje zobaczyć ok 1 tys w jednym miejscu. Wiedzieliście, ze nad żołnierzami był "dach" który zaczął się zapadać? I ze w efekcie tego, WSZYSTKIE posagi były zmiażdżone i połamane? Okruchy wojowników tez nam pokazano, i faceta, który znalazł Armie tez mieliśmy okazje zobaczyć...podpisywał książki.
Z ciekawostek jeszcze o Terrakotowych Wojownikach - farmerzy, którzy znaleźli Armię właściwie na niej mieszkali... i tam też grzebali swoich zmarłych. Miejsca pochowku są widoczne w pierwszej części tego nietypowego muzeum - tuz obok wojowników. Wiadomo gdzie jest pochowany władca, którego ma strzec ta Armia - ale jako, ze nie wiadomo, jak się od strony archeologicznej zając konserwacja ani nie wiadomo jak poradzić sobie z trucizna wydzielana przez umieszczone w grobowcu rzeki rtęci - ciągle pozostaje on nienaruszony. A może po prostu już go ograbiono a dobra historyjka sprzedaje się lepiej niż pusty grobowiec...
Spedzilismy przemily wieczór w towarzystwie amerykańsko-kanadyskiej pary, która sprzedała dom, telewizor, samochód i resztę ... no i od paru lat podróżuje. Cudowne historie.Potem wybraliśmy się do wychwalanego w jednym z przewodników klubu.
Dwa parkiety - na jednym czarna muza, na drugim elektroniczna. Klub pełen. Oprócz nas jeszcze jedna mała grupka turystów. Paul zostaje "przyjacielem" jednego z Chińczyków, który zaprasza nas do swojego stolika w vipowskiej loży. Chińczyk nazywa siebie Jeffem - dla ułatwienia. Przedstawia nam swoja dziewczynę i przyjaciela. Częstuje cygarami, po czym pokrzykuje na dziewczynę z obsługi ze ma pilnować naszych szklanek i dolewać... sok winogronowy z wódka... Wyborowa :D Przysięgam! Myślałam, że padnę. Przy barze była cala ściana udekorowana w motywy lansowanej tutaj polskiej wódki. Szok, to jest dobre słowo.
Chiśczycy zrobili sobie milion fotek z nami. My z nimi trochę mniej. Było bardzo milo. Wrócilismy piechotą, bo żadne z nas nie pamiętało adresu hostelu po chińsku... Trzeba pamietać o noszeniu karteczek z nazwami i ulicami. Dobrze, że było blisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz