środa, 12 sierpnia 2009





Przeczytaj najpierw post zamieszczony w czwartek, 13 sierpnia 2009 !

Mily koreanczyk w Koreii jedynie pracuje jako nauczyciel angielskiego .. coz, bylo cos podejrzanego w czarnym Koreanczyku majacym na imie Mark. Tak wiec Mark pochodzi z Kanady. Umowilismy sie na nastepny dzien na 10. Padl tylko ogolny pomysl wycieczki rowerowej po Pekinie.


Spalo sie swietnie. Nawet nie zauwazylam kiedy Niemki wstaly i poszly w miasto. Jedyna zaskakujaca rzecz to godzina - 12:30. Niestety ustawilam poprawna strefe czasowa. Bywa. Zwlaszcza ze mna bywa. Mam nadzieje, ze nie czekal zbyt dlugo w hotelowym lobby. Prysznic. Telefon do Qiaojie.

I juz w chwile pozniej jade na wypozyczonym rowerku probuje nadarzyc za zmotorowanym Qiaojie. Pomogl mi kupic konwertory. Do karty z aparatu i ...do elektrycznosci. Uratowal mi zycie. Poszlismy cos zjesc. Spelunka na mojej ulicy - przy tym jak wygladaja tutejsze uliczne restauracyjki nasze drowcowe bary to pelen wypas. Restauracje sa oznakowane ze wzgledu na higiene. A jako najczystsza, D jako syf. Zwylke stoluje sie w B. Ta miala C, obsluga, klienci, menu i jezyk - ch-ch.

Miejscowi zajadali sie jakas pancerna ryba i zupa ktora wygladala baaaardzo podejrzanie. Niebieskie jajka... ponoc od kaczki. Bylo niepokojaco. Jedno z typowych dan chinskich to 'dumplings'. Takie "torebkowe" pierogi na cienszym ciescie. W srodku krewetki i inne mieso. Mialam z wieprzowina, do tego pikantny sosik. Wygladalo zaskakujaco apetycznie - zwlaszcza w porownaniu do talerzy sasiadow. Smakowalo bosko. Zdecydowanie uwielbiam Chiny, Chinczykow i ich kuchnie. Jedzenie tych dumplingow bylo niezlym wyzwaniem - ja po raz pierwszy  z paleczkami w dloni kontra pierogi - do tego tlum zainteresowanuch obserwatarow. Swietnie sobie poradzilam.

Wchodzac do tej knajpy czulam sie obco, a kiedy spedzilam z tymi ludzmi ta odrobine czasu, czulam, ze dla nich nie jestem obca tylko po prostu inna. W dobrym sensie - rodzaj innosci ktory wzmaga ciekawosc i zyczliwosc. Cu-do-wnie.

Najedzona i zadowolona pozegnalam sie z moim chinskim kolega i ruszylam rowerem do Temple of Haven. Pieknie, pieknie, pieknie! Olbrzymi park z calym kompelksem zabudowan. No i znalazl mnie kolega ktorego wystawilam rano. Cale szczescie wykazal sie duza wyrozumialoscia w zwiazku z tym ze ledwo co przestawilam swoej zycie o 6 stref czasowych....

[zamykaja kafejke wiec juz nic nie napisze dzis. Pozdrawiam.]

2 komentarze:

  1. polecam wersję pierogów właśnie z krewetkami;]
    Trzymaj się dziewczyna

    OdpowiedzUsuń
  2. Buahahaha! Biedny Mark:) Jak długo czekał? Jak długo tam będziesz? I o co w ogóle chodzi z tą wyprawą?

    OdpowiedzUsuń