środa, 16 września 2009

O komunikacji miejskiej, dalekobieżnej i interkulturowej.

Bus zakończył trasę na niezidentyfikowanym dworcu autobusowym.
Z tego, z którego przyjechałam wróciłabym do hostelu bez problemu,
a tu jak na złość nikt nie potrafił pokazać na mapie miejsca w którym jesteśmy...ani nawet wskazać części miasta. Mówiąca świetnie po angielsku elegancka Chinka po raz dziesiąty przeprasza mnie za to, że nie może pomóc. Jakoś tak wyszło, że nie za bardzo miałam przy sobie gotówkę, więc nie było opcji taksówki... sytuacja robiła się nieciekawa, kolejne przeprosiny jeszcze bardziej drażniące...

Na chwilę przed momentem paniki pod tytułem "zgubiłam sie w Chinach" brudna, starsza pani krzycząc coś po chińsku ciągnie mnie za łokieć w stronę rzędu autobusów. Zdezorientowana patrzę na równie zdezorientowaną elegantkę "ona mówi, że masz wsiąść w zielony"- wzruszyła ramionami i poszła w swoją stronę. No to wsiadam - jak w większości miejskich płacę 2 juany. Stacja początkowa, bez przepychanek, bez gorąca bez tobołków; zajmuję miejsce przy oknie czekając na to co będzie dalej. W autobusie ludzie boją się mapy. Cóż - jakoś to będzie.

Po ponad półtorej godzinie jazdy autobus stanął na przystanku pod samym hostelem... Ale jak??? Przecież ta staruszka pojawiła się znikąd - nie słyszała moich pytań, które i tak były po angielsku, nie rzuciła okiem na mapę... Agentka to czy wróżka - dziękuję.

Kolejny poranek w ChengDu, jakoś się cieszę, że wyjeżdżam z tego miasta pomimo, że przede mną 25 godzin podróży pociągiem. 25h sama w pociągu! (Niech to będzie przedsmak kolei transsyberyjskiej, którą może kiedyś...). Ciastka i obowiązkowa "zupka chińska" zakupione. Można jechać.

Pisałam już o pociągach? Chyba nie, a jeśli tak, to raz jeszcze co nieco napiszę. Tak więc... W Chinach pociągi cieszą się dużym zainteresowaniem i na pewno nie można narzekać na brak chętnych do skorzystania z przewozu. To, co..chcesz się przejechać?

Bilety na dłuższe trasy musisz kupić wcześniej - w dzień wyjazdu możesz się już nie załapać. W bilety możesz się zaopatrzyć na stacjach kolejowych i w specjalnych punktach sprzedaży - ot, taka kasa w środku miasta (są zwykle nie/źle oznakowane i najłatwiej znajdziesz je po... kolejce oczekujących). No, to się doczekałeś swojego miejsca przy okienku - i co teraz? Szanse, że osoba po drugiej stronie szybki mówi po angielsku są marne. Tak więc system karteczkowy: {data + miejscowość docelowa + symbol łóżka/krzesła + ilość biletów + numer pociągu lub jeśli nie znasz to orientacyjny czas wyjazdu}. Nazwa miejscowości docelowej... najlepiej po chińsku - moją nędzną kaligrafię skopiowaną z przewodnika rozczytali to z wszystkim sobie poradzą.... Jeśli masz na takie kupowanie biletów za słabe nerwy albo za mało czasu możesz też w hotelu poprosić o kupienie biletu - zwykle skasują za taką usługę 50rmb.

Powiedzmy, że masz już w ręku bilet - ot, taki niewielki czerwony świstek a na nim...
1. numer pociągu ( informacja strategiczna przy orientacji na dworcu... nietłumaczona na krzaczki )
2. nazwy miejscowości początkowej i końcowej - czasem się nawet trafi dodatkowy napis w alfabecie łacińskim (krzaczki stacji docelowej przydadzą się w celach komunikacyjnych - "ty mi powiedzieć kiedy my być tam, co ja by wyjść z pociąga")
3. numer wagonu (możesz wsiąść tylko do swojego wagonu)
4. numer miejsca (opcjonalnie)..zdarza się, że zajęte ale przecież wiesz co zrobić
5. czas odjazdu

To teraz o tym czego nie ma na bilecie - w dużych miastach jest zwykle kilka stacji kolejowych a Twój pociąg bedzie przejeżdżał tylko przez jedną - sam sobie zgadnij przez którą. Często stacje są zbudowane wg. stron świata - wystarczy rzucić okiem na mapę dokąd się wybierasz i już wiesz na którym dworcu się pokazać.
Numer 5 niech Cię nie zmyli - jeśli nie masz rezerwacji na nr 4 to doradzam koczowanie na dworcu odpowiednio wcześniej żeby być jednym z pierwszych w pociągu. Poza tym przygotuj sobie zapas czasu na...odprawę! Chcesz wejść na dworzec? Kontrola biletów, wykrywacz metali i prześwietlenie bagaży. Piszczysz na bramce? Nie szkodzi - nikogo to nie interesuje - bierz torby i spadaj.

Teraz przy pomocy nr1 znajdź swoją poczekalnię .. no i czekaj aż was wpuszczą na dworzec - na dużych stacjach ok.20 minut przed odjazdem - na małych na jakieś 15 minut przed ustawiają ludzi na peronie - twój wagon podjedzie niemal dokładnie tam gdzie Cie postawią.

Chcesz wejść do wagonu? Pokaż bilet! W chwile po tym jak pociąg ruszy a Ty znajdziesz swoją miejscówkę pojawi się obsługa pociągu - zabierze Twój bilet i da w zamian plastikową kartę z numerem miejsca. Odzyskasz swój bilet na trochę przed wysiadką. Nawet bez angielskiego budzik i życzliwość Chińczyków powinny wystarczyć Ci do wyjścia z pociągu na odpowiedniej stacji - tablice dworcowe w większości są ch-ch.
Chcesz wyjść z dworca? Stań w kolejce i... pokaż bilet!

Ot, dałam nudny opis żebyście się mogli ponudzić tak jak ja miałam się nudzić w moim pociągu.
Szczęście jednak dopisało. Już w pociągu, gdzieś na korytarzu zaczepiła mnie chińska rówieśniczka z Guilin - gdzie właśnie jechałam. Pogadałyśmy sobie. Długo gadałyśmy... o tym jak pięknie jest w Guilin, co warto zobaczyć, gdzie koniecznie pójść...o Chinach, o Polsce, o marzeniach, o miłości. Ot, dwie dziewczyny o podobnej wrażliwości które miały czas do stracenia... Wangwang i Ania tej nocy rozumiały się tak dobrze, jak nikt inny świecie.

poniedziałek, 14 września 2009

Vivat naleśniki!

Jeszcze kilka miejsc zostało do opisania i pare imion do wymienienia... ale już teraz mogę zepsuć czytanie i zdradzić, że na końcu tej historii wracam szczęśliwie do domu. Pozdrawiam.

CDN.

sobota, 12 września 2009

The Budda Master.

W drodze do ChengDu wyczytałam w moim Lonley Planet, że jest to czwarte co do wielkości miasto w Chinach... a ja naiwna myślałam, że zmierzam ku prowincjom, naturze, górom i świeżemu powietrzu. Na szczęście moje łóżko z różowym baldachimem było mekką spokoju i odnowy plus obiady w ogrodzie... nie było źle :)

Po namowach Gabora postanowiłam zrezygnować z najbardziej znanej miejscowej atrakcji - Centrum hodowli i badań Pandy Wielkiej. (Na oglądałam się później pand dużo i więcej więc dobrze zrobiłam).
Zamiast tego pojechałam do Leshan zaprzyjaźnić się z 71 metrowym Wielkim Buddą z listy UNESCO. Zdaje się, że to największy posąg Buddy na świecie... No i robi wrażenie.

Pojechałam tam lokalnym busem z obsługą i składem chińsko-chińskim, na którejś ze stacji paliw kierowca wywalił nas z samochodu i wszyscy wyglądali na dość zdezorientowanych...na szczęście po chwili okazało się, że to tylko mała przerwa na przymusowy wycisk pęcherza przed dalszą trasą.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce w busie byłam już tylko ja i dwie pary ch-ch z absolutnym brakiem komunikacji w języku angielskim. No to po chińsku.

Poszłam z jedną z par na obiad ( oni wybrali dania z menu ch-ch), a potem w piątkę ruszyliśmy w stronę kasy biletowej. W tym miejscu nie wiem co zaszło - czy biletów zabrakło, czy drobnych nie było, czy ktoś sie z kims pokłócił - w każdym razie "moja Chinka" krzyczała na Chinkę przy kasie po czym przywołała taksówkę ( inni ludzie na około też zaczeli machać na samochody) po czym gestem dłoni wskazała mi, że mam wsiadać. Wyglądało na to, że wszyscy się wynoszą - co mi tam - wsiadam! Po kilku minutach taksówka zatrzymała się przed inną kasą biletową. Tutaj bez krzyku kupiliśmy bilety i udało nam się wreszcie wejść do środka. Mieliśmy presję czasową... za 4 godziny autobusy powrotne do ChengDu przestaną kursować. No to nasza piątka szybkim tempem przechodzi przez jaskinie, potem przez chwilę oddajemy się klimatowi świątyni - zapach kadzideł, tłok, świeże owoce przed posążkami. Idziemy dalej - cały kompleks jest bardzo duży - park, posąg, świątynie, wioska rybacka, grobowce...No i Wielki Budda.Olbrzymi. I na prawdę piękny.

Buddę można podziwiać najpierw z góry, potem z jego prawej strony można zejść Schodami Dziewięciu Zakrętów, po to aby przez chwilę pobyć u jego stóp i ostatecznie pożegnać się z nim znikając w jaskini gdzieś przy jego lewej pięcie.
Posąg postawiono dla ochrony rybaków - w tym miejscu było wiele zatonięć łodzi czy raczej łupinek rybackich. Uwierzycie lub nie ale posąg spełnił swoje zadanie! Dzięki odłamkom z rzeźby wrzucanym do rzeki jej nurt w tym miejscu nieco się zmienił i łupinki przestały się rozbijać o skały. Wiara ma moc.

Obejrzeliśmy kilka grobowców stworzonych za czasów dynasti-jak-zwykle-nie-pamiętam. Były wydrążone w skale i zawierały dary grobowe. Miałam nieprzyjemny dreszczyk wchodząc tam...

Potem wioska rybacka - kraby w plastikowych miskach przed skromnymi restauracjami i chyba pierwsze w Chinach nieprzychylne twarze mieszkańców. W sumie się nie dziwię, to nie może być ciekawe...żyć w biedzie na środku szlaku turystycznego, gdzie dziennie pojawiają się setki obojętnych obcych.

Moi towarzysze padali z nóg - upał jak wiadomo nie sprzyja wspinaczkom. Zatrzymaliśmy się na trochę przy pięknym moście... ja po prostu musiałam się po nim przejść i spróbować dotrzeć do świątyni na górze. Pożegnaliśmy się, oni powlekli się w stronę cywilizacji a ja szybkim krokiem i z nadzieją na ostatni autobus kontynuowałam wspinaczkę. Dobrze, że potem nie śniły mi się te wszystkie schody.

Było warto. Spotkałam mnichów wnoszących na osiołkach tobołki do przyświątynnych budynków. Zapaliłam kadzidełko. Złapałam oddech w płuca i piękną panoramę na siatkówkę i już chwilę później siedziałam w zaskakująco wygodnym, twardym, brudnym fotelu busa.